-Ross! - pisnęłam i rzuciłam się na
przyjaciela.
Znany na całym świecie Ross Lynch
jest moim najlepszym przyjacielem od najmłodszych lat. Ale nie
myślcie sobie, że między nami coś jest. Jesteśmy najlepszym
dowodem na to, że przyjaźń damsko-męska naprawdę istnieje.
Chociaż nie raz mamy siebie po dziurki w nosie, mega się kochamy i
zawsze wspieramy.
Ross przez ostatnie 9 miesięcy był w
trasie. Jak każdy z was pewnie wie, jest członkiem zespołu R5.
Oczywiście resztę zespołu też znam, ale to z Ross'em mam
najlepszy kontakt.
Strasznie się za nim stęskniłam.
Zapomniałam nawet jak wygląda, chociaż zawsze, gdy się budzę,
mój wzrok momentalnie przekierowuje się na ramkę z naszym wspólnym
zdjęciem. Fajnie jest mieć takiego przyjaciela, który wesprze,
doradzi, a czasami uderzy słowami, abyś zszedł na ziemię. Ross
nie pierwszy raz wyciągał mnie z kłopotów, jakimi byli chłopcy.
I nieźle od niego potem obrywałam, ale nie jestem na niego za to
zła. Martwi się, a to słodkie (chociaż nie myślcie, że
cokolwiek nas bliższego niż przyjaźń łączy).
No, a więc... Ross niezbyt się
zmienił. No dobra, zapuścił troszkę włosy, ale tak, to dalej mój
stary Ross. Stary, upierdliwy, debilny Ross.
-Tęskniłem – usłyszałam cichy
szept obok mojego ucha, a na mojej twarzy momentalnie pojawił się
szeroki uśmiech.
-Nawet nie wiesz jak ja tęskniłam –
spojrzałam mu głęboko w oczy, aby następnie uderzyć go w czoło.
To taki jakby nasz rytuał. Stukamy się
po głowie, czasami nawet nie wiem po co i za co, ale zawsze nas to
rozbawia.
Tak i tym razem się stało. Oboje
parsknęliśmy niepohamowanym śmiechem, a do tego wszystkiego,
chłopak rzucił mnie na kanapę i zaczął gilgotać. Wiłam się we
wszystkie strony, kopałam chłopaka, odpychałam, ale wszystko szło
na nic. Ross jak zwykle był niepokonany i niepowstrzymany. Nie
myślał nawet o tym, że ktoś może być w salonie. Ach, ten mój
blondynek.
-Przestań – wykrztusiłam między
napadami śmiechu, a następnie znów kopnęłam chłopaka.
Na moje szczęście, a jego
nieszczęście, oberwał w samo czułe miejsce. Chłopak zwinął się
w kłębek, a ja chwilę się mu przyglądałam, po czym znowu
musiałam zacząć się śmiać. Tym razem zawtórował mi Louis.
Śmialiśmy się jak opętani, nie zważając na nic, co się działo
wokół.
-Bardzo śmieszne – mruknął, lekko
wkurzony, Ross.
-Wiesz, że za każdym razem to się
tak kończy – wyszczerzyłam się w jego stronę, a chłopak
poczochrał mi włosy, a następnie się zaśmiał.
-Ej! - pisnęłam, szybko poprawiając
włosy, a kątem oka zauważyłam kogoś za drzwiami.
-Ross? - spojrzałam na chłopaka, a
palcem wskazałam na drzwi– Przyprowadziłeś kogoś?
-Ach... Tak – odpowiedział uradowany
Ross – Supportowaliśmy go. Andy, wchodź – wskazał na chłopaka,
który zaczął wchodzić do środka.
-------------------------------------------------------------------------
Pierwszy rozdział dodany, więc najgorsze już za mną. Mam nadzieję, że zaciekawicie się tą historią oraz będziecie się udzielać i podawać swoje wersje, co może się w życiu Jul dziać. Pamiętajcie, wy również możecie przyczynić się do tej historii.
Czytasz --> Komentujesz --> Motywujesz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz