piątek, 24 sierpnia 2018

6. Przepraszam Cię, Juliet.

Nie pamiętam nawet kiedy zasnęłam, wtulona w ramiona bruneta, który przez cały czas siedział przy mnie. Kiedy się obudziłam chłopak nucił pod nosem piosenkę, więc nie przerywając mu, lekko podciągnęłam kołdrę i usiadłam, przytulając się do Andy'ego. Wystraszony, obrócił głowę, spoglądając na mnie.

-Śpiewaj dalej – uśmiechnęłam się lekko, kładąc głowę na jego ramieniu.
-Wyspana? - zapytał.
-Śpiewaj – przewróciłam oczami, gryząc wargę.
-Yhh – mruknął, poprawił się i zaczął nucić -
„All my life I played it right
Turned my back on my dreams
And what I believed in
Yeah, while I take a stand
I won't walk away
I'm gonna find a way
Let go of all of these feelings
Save me”
-Mmm – rozmarzyłam się – Cudowne.
-Dziękuję – lekko się zaśmiał, po czym odwrócił się.
-To ja dziękuję – uśmiechnęłam się nieśmiało w jego stronę, bacznie mu się przyglądając.
-Za co? - chłopak był wyraźnie zdziwiony moimi słowami.
-Za to, że mnie broniłeś przed Louis'em. Lou dobrze wie, że to dla mnie bardzo drażliwy temat, a jednak miał czelność o tym wspomnieć przy tobie – wywróciłam oczami.
-Wiem, że to nie moja sprawa, ale.. - widać było, że jest wyraźnie zmieszany – O co chodziło z tym porwaniem?
-Długa historia...
-Mamy czas.
-Nie opowiem ci jej. To nie twój interes – prychnęłam, wstałam i udałam się do łazienki, aby poprawić swój makijaż.

Wyglądałam potwornie. Włosy odstawały we wszystkie strony, a z makijażu nic nie zostało. Z wyjątkiem smóg po tuszu. Z szafki wyciągnęłam waciki i krem do demakijażu, i ostrożnie zabrałam się za wycieranie twarzy. Kiedy już byłam całkowicie bez makijażu, obmyłam twarz wodą i otarłam się ręcznikiem.

-Andy – krzyknęłam.
-Co?
-Idziemy na pizze?
-Pewnie – uśmiechnęłam się do swojego odbicia w lustrze i wyciągnęłam z drugiej szafki kosmetyczkę.

Na początku nałożyłam cienie na powieki. Stwierdziłam, że mój dzisiejszy makijaż będzie mocny, więc postawiłam na brązowe cienie, czarną i grubą kreskę oraz sztuczne rzęsy. Następnie zabrałam się za fluid, potem puder, mocne konturowanie, róż, rozjaśniacz. Na koniec zostawiłam brwi, które pomalowałam dzisiaj dosyć lekko i postawiłam na czerwoną, matową szminkę. Włosy rozpuściłam, rozczesałam i musiałam użyć na koniec prostownicę, aby wyprostować włosy, które lekko się pokręciły. Kiedy wyglądałam już bardzo, ale to bardzo dobrze, zadowolona ze swojego arcydzieła na twarzy, wyszłam i udałam się do salonu, skąd dobiegały jakieś śmiechy.

-Whoooooa – usłyszałam za sobą znajomy głos, a po chwili czyjejś ręce znalazły się na mojej talii.
-Czego Ross? - wywróciłam oczami, odwracając się do przyjaciel przodem.
-Kiedy ty stałaś się taka piękna? - westchnął, przytulając się do mnie.
-Zawsze byłam – wyszczerzyłam się, na co chłopak cicho zachichotał.
-Ach, no tak – spoglądał na mnie, nad czymś rozmyślając – Idziesz gdzieś?
-Chciałam iść z Andym do pizzerii, ale jeśli wszyscy się tutaj zebraliście to mogę zamówić pizze do domu. Możemy też pooglądać jakieś filmy, a wieczorkiem skoczyć do jakiegoś klubu i zabawić się z naszym nowym koleżką. Niech wie, jak ludzie stąd potrafią się dobrze bawić. Oczywiście ty nie pijesz – zadecydowałam za blondyna, który otworzył buzię, ale po chwili pokiwał twierdząco głową.

Dobrze wiedział, że jak ja coś postanowiłam to tak musi być. Dużo osób mówi, że jestem uparta po ojcu, ale nie pamiętam go. Odszedł od mojej mamy, kiedy miałam 4 latka. Od tego czasu kontakt z nim się urwał. A raczej to ja zerwałam z nim kontakt. Jedyne co chcę od niego to pieniądze. A moja mama? Szkoda gadać... Zaczęła pić, po kilku miesiącach przerodziło się to w uzależnienie. Prosiłam wielokrotnie, aby poszła na terapie, ale ona miała mnie gdzieś. Kiedy zaczęłam pracować w pobliskiej kawiarence, aby zarobić na jakieś lepsze ubrania, matka podbierała mi moje oszczędności i wszystko przepijała. Jakieś 2 lata temu, kiedy wróciłam z szkoły zastałam matkę w tym samym fotelu, w którym zawsze siedziała. Tym razem było w niej coś dziwnego. Coś czego nie spotykałam nigdy wcześniej. Zamiast butelki piwa, moja mama trzymała w dłoni szklankę soku. Dla upewnienia się, podeszłam do kobiety i powąchałam trunek, który nie śmierdział alkoholem. Niestety, dla mnie było już za późno. Rodzice... ba... Matka miała mnie gdzieś, przez tyle lat, więc kiedy w lutym skończyłam 18 lat, wyprowadził się do własnego mieszkania. Ojciec żyje, bo płaci alimenty, a matka... Nie wiem, nasze ścieżki się rozeszły. Jestem pełnoletnia, mogę robić co zechce, nieprawdaż?

-Debilu, postaw mnie – krzyknęłam, kiedy Ross uniósł mnie, a ja oplotłam nogi w jego pasie.
-Za buziaka – wyszczerzył się.
-Ja to cię mogę tylko kopnąć w ten tłusty zad – zaśmiałam się dźwięcznie, a po chwili dobiegł mnie głos szatyna.
-Juliet – zaczął niepewnie niebieskooki – Możemy porozmawiać?
-Kto wpuścił tego pojebusa?! - wydarłam się na całe mieszkanie.
-Wszedł siłą – odpowiedział Andy, znajdując się w mgnieniu oka, obok mnie.
-Możemy porozmawiać? - powtórzył swoje pytanie Louis.
-Tak, pewnie – przewróciłam oczami, a Ross odłożył mnie na podłogę – Zostawicie nas samych?
-Tak – mruknął niepewnie Andy.
-Zamówię pizze w tym czasie – Ross zabrał z blatu telefon i udał się z szatynem do salonu.
-Czego chcesz? - warknęłam, a następnie wskoczyłam na blat i usiadłam.
-Przeprosić – westchnął szatyn, podchodząc do mnie – Nie powinienem tak reagować, ale poniosło mnie. Ten debil bezczelnie się na ciebie gapił, a ty nic sobie z tego nie robiłaś. Wiesz jak się poczułem?! Wiesz?!
-Po pierwsze się na mnie nie drzyj – warknęłam – A po drugie nie jesteśmy razem, więc mogę robić co mi się żywnie podoba.
-Ja wiem, że nie jesteśmy razem, ale tyle razy przerabialiśmy to – Lou złapał mnie za dłoń, głęboko spoglądając w moje oczy – Boję się o ciebie. Zależy mi na tobie jak na nikim innym. Przepraszam cię, Juliet. Wiem, że spieprzyłem wszystko, ale daj mi szanse. Nie będę już się interesować tym co jest między tobą, a Andym.
-Ale – przerwałam mu – Między mną, a tamtym idiotą nic nie ma. Niewinny flirt, tyle.
-Nie wyglądało to tylko na flirt. Jul, posłuchaj. Jeśli ci się spodobał, rozumiem. Ale pamiętaj, że ja zawsze będę obok ciebie. Nieważne co by się stało, zawsze będę.
-Wiem – westchnęłam – Wiem Louis. I dziękuję – przytuliłam się do chłopaka, a on tylko mocniej mnie do siebie przyciągnął.


-------------------------------------------------------
Ważna notka pojawiła się w zakładce informacji! Więc zapraszam do zapoznania się z nią. Miłego weekendu!

Czytasz --> Komentujesz --> Motywujesz

poniedziałek, 20 sierpnia 2018

5. Będzie dobrze

-Wstajemy – usłyszałam jakiś głos obok mojego ucha, ale całkowicie go zignorowałam.
-Jeszcze 5 minut – zamruczałam zadowolona.
-Już 13 – znowu usłyszałam ten głos, a po chwili poczułam, jak ktoś zabiera mi kołdrę.
-Kurwa, oddaj to idioto – wychrypiałam, obracając się.
-Wstawaj już blondi – aha, Louis...
-Jeszcze chwila – próbowałam dosięgnąć kołdrę, ale z zamkniętymi oczyma nie jest to wcale takie proste.
-Chwila była 10 minut temu – warknął szatyn.
-No dobra, dobra – usiadłam na łóżku, spoglądając na niebieskookiego – I po co ten bulwers?
-Bo mnie wkurwiasz – mruknął i zostawił mnie samą w pokoju.
-Też cię lubię – prychnęłam, wstając i podchodząc do szafy.

Spoglądając przez okno, stwierdziłam, że będzie to świetny dzień na krótkie spodenki z wysokim stanem, oraz białą, krótką bluzkę, odsłaniająca brzuch, który i tak zostanie zakryty przez spodenki. Wyciągnęłam z szuflady czystą, koronkową bieliznę i z całym zestawem udałam się do łazienki. Szybko, ściągając piżamę, weszłam do kabiny i zabrałam kąpiel, przypominając sobie wczorajszy wieczór, który mogę zaliczyć do bardzo ciekawych oraz udanych. razem z Louis'em wspominaliśmy stare czasy, czyli sprzed 3 lat i oglądaliśmy zdjęcia, a dodatkowo szatyn co chwilę przyrządzał nam coraz to mocniejsze drinki. Na szczęście nie mam kaca! Do czegoś się przydały te ciągłe imprezy i picie. Chociaż wiem, iż bardzo mi to szkodzi i moje zdrowie w ten sposób podupada. Wychodząc owinęłam się szczelnie ręcznikiem i umyłam zęby. Założyłam tylko bieliznę, ponieważ usłyszałam głos Louis'a.

-Czego?! - krzyknęłam, kierując się w stronę kuchni, skąd chyba dochodził jego głos.

Jeśli chcecie się zapytać czy nie wstydzę się chodzić przy przyjacieli w samej bieliźnie, odpowiedź brzmi prosto. Nie. Dlaczego? To tak jakbym chodziła przy nim w stroju kąpielowym, ale koronkowym. A przecież Louis śpi u mnie często, a mi nie zawsze chce się iść do łazienki przebrać bluzkę, badź spodenki, bo w sypialni jest chłopak. Ludzie złoci.... Przecież nagie kobiety też już widział.

-Popatrz.. - spojrzał na mnie i otworzył usta – O cholera.
-O cholera – powtórzyłam, zauważając szatyna i wpatrując się w niego.
-Drugi dzień, a już cię widzę w samej bieliźnie – mruknął, oblizując dolną wargę i zjeżdżając wzrokiem na moje piersi.
-To ja wrócę do łazienki – wycofałam się i w momencie, kiedy wiedziałam, że trójka chłopaków mnie już nie widzi, spłonęłam rumieńcem i pobiegłam do łazienki.

No świetnie Julie, rób tak dalej

Ubrałam bluzkę i spodenki, po czym rozczesałam włosy, łapiąc z jednej strony mały warkoczyk, a następnie wpięłam go wsuwką do reszty włosów. Zajęłam się teraz makijażem. Postawiłam na naturalność, więc lekko się tylko przypudrowałam, podkreśliłam oczy „kocią” kreską i nałożyłam różową, lecz matową szminkę. Gotowa spoglądnęłam jeszcze na swoje odbicie, poprawiając co nieco i wyszłam. Tym razem spokojnie mogłam udać się do kuchni, wiedząc, że ten dupek nie będzie patrzył się prosto w moje piersi.

-Idzie miss bielizny – zawołał uradowany Andy, wstał i podszedł do mnie.
-Czego? - warknęłam, zabierając z blaty jeden naleśnik.
-Wyglądasz teraz bosko, ale wcześniej podobałaś mi się bardziej – wychrypiał mi do ucha, gryząc jego płatek, przez co cała zdrętwiałam.
-Ej! Julie zostaw w spokoju – warknął Louis, odpychając bruneta ode mnie.

Lekko zagryzłam wargę, oglądając całą szopkę jaką zrobił Lou. Kocham go, ale bez przesady. Romansik jeszcze nikomu nie zaszkodził, nieprawdaż?
Andy spoglądał na mnie, przez co szatyn coraz bardziej się denerwował. Czas interweniować, Jul.

-Lou, zostaw go wreszcie w spokoju – odepchnęłam przyjaciela.
-Nie będzie bezczelnie spoglądał na ciebie! - prychnął.
-Skończ! - warknęłam, broniąc brunata.
-Kurwa, Jul! Omotał już cię czy co?!
-Nikt mnie nie omotał!
-Zawsze jak się zakochasz to muszę ratować ci dup*ko!
-Coś jeszcze masz do dodania? - spojrzałam na niego kpiąco, krzyżują ręce na wysokości biustu.
-Tak! Zawsze musisz wybierać jakiś dupków, którzy tylko o jednym myślą. A potem lądujesz z nimi w łóżku. Ile razy już się pierdoliłaś?! Proszę! Pochwal się nam! Andy z ciekawością posłucha!
-Louis, uspokój się – Andy zaczął mnie bronić, lekko przytulając do siebie.
-Nie! Proszę! Dawaj, Jul, jak jesteś taka mądra to nam opowiedz jak zostałaś prawie porwana przez tamtego debila!
-Zamknij pysk – krzyknęłam, a po moich policzkach zaczęły spływać łzy – Wypierdalaj! - wskazałam drzwi, patrząc przyjacielowi prosto w oczy.
-Z wielką chęcią! Nie mam ochoty słuchać, jak pierdolisz się z tym kretynem! - prychnął, wychodząc i trzaskając drzwiami.
-Julie – zaczął Andy, ale ja nie chciałam już nikogo słuchać.
-Zostawcie mnie samą – wychrypiałam.
-Będzie dobrze – przytulił mnie do siebie, a ja dałam upust swoim emocjom.

Wszystko co we mnie siedziało przez tyle czasu, teraz ujrzało światło dzienne. Płakałam jak dziecko. Jak małe, bezbronne dziecko. Płakałam pierwszy raz w swoim chujowym życiu.

-Będzie dobrze – wychrypiał brunet, biorąc mnie na ręce i zanosząc do pokoju.

piątek, 17 sierpnia 2018

4. Czy to randka?


-Gdzie do cholery rzuciłeś tą głupią deskorolkę? - wydarłam się, zirytowana pół godzinnym szukaniem.
-Szczerze to sam nie wiem – mruknął szatyn, drapiąc się w kark, lekko zmieszany.
-Dobra – wzięłam głęboki wdech, aby się troszkę uspokoić – Przypomnij sobie, gdzie chodziłeś jeszcze z deskorolką.
-Poszedłem się załatwić, więc zostawiłem ją... Jestem głupi – pokiwałam głową, nie dowierzając jak chłopak sięga do dziupli w drzewie i wyciąga deskorolkę.
-Ja wiedziałam, że jesteś głupi. Ale, żeby aż tak? - zachichotałam, biorąc do ręki swoją deskorolkę.
-Jedziemy czy idziemy? - zadał pytanie Louis, spoglądając na mnie lekko zmieszany.
-Jedźmy, zimno mi już – pocierałam dłońmi moje ramiona, aby lekko się rozgrzać, lecz niestety zbyt wiele mi to nie dało.
-Poczekaj – usłyszałam spokojny głos przyjaciela, a po chwili już stałam, ubrana w jego bluzę.
-Dziękuję – lekko się zarumieniłam i przytuliłam do chłopaka.
-Może się przejdźmy, pooglądajmy zachód słońca – zaproponował Lou.
-Czy to randka? - spojrzałam na niego, a kiedy zobaczyłam lekkie rumieńce na policzkach niebieskookiego, zachichotałam i pokiwałam twierdząco głową – Czemu nie?
-To chodź – złapał moją dłoń, splatając nasze palce w jedność.

Nigdy mi to nie przeszkadzało, przyjaźnię się z Louis'em od 10 lat, więc to żadna nowość. Ale dzisiaj jednak coś sprawiło, że ten gest był inny niż zawsze. Po mojej skórze popłynął lekki dreszczyk, którego nigdy wcześniej nie zaznałam przy niebieskookim. Spokojnym krokiem szliśmy przed siebie, co chwilę spoglądając na zachodzące słońce i lekko się uśmiechając. Co jakiś czas, czułam na sobie wzrok bruneta, który mnie peszył, ale nie dałam tego po sobie poznać. Ludzie w szkole mają mnie za pomocną dziewczyną, ale jeśli ktoś mnie zdenerwuje to nie ma życia w szkole. To ja jestem ta dowodząca. Przewodnicząca szkoły musi sobie podporządkować ludzi, żeby robili to, o co ich proszę. Nikt się jeszcze mi nie przeciwstawił, a to pewnie przez moich przyjaciół. Jako jedyna z klasy zaprzyjaźniłam się z starszymi od siebie chłopakami, którzy nie mieli reputacji grzecznych. Ostatnia klasa. Matura. Przede mną dużo pracy. Czasami myślę, czy nie zrobić to co reszta. Rzucić szkołę i rozpocząć karierę muzyczną. Popatrzcie gdzie oni teraz stoją! Jedni z najlepszych.

-O czym myślisz? - zagadał Lou.
-O szkole – mruknęłam, wtulając się w przyjaciela.
-Masz jeszcze 3 tygodnie do rozpoczęcia roku szkolnego.
-No wiem, wiem. Ale ostatnia klasa. Klasa maturalna. Trochę się stresuję – wzruszyłam ramionami.
-Nie wiem co to za stres – prychnął szatyn.
-Może dlatego, że nigdy w niej nie byłeś – uśmiechnęłam się szczerze.
-Jaa? Jak to?
-Jesteś za głupi na ostatnią klasę – pokazałam mu język, a chłopak pokiwał z niedowierzeniem głową.
-Moja najlepsza przyjaciółka mnie obraża.
-I to nie pierwszy raz!
-Cicho siedź, blondi – poczochrał ponownie moje włosy, czego wręcz nienawidziłam.
-Skończ – zapiszczałam zdenerwowana.
-Ale z czym? - uśmiechnął się, ukazując szereg swoich białych zębów.
-Dzieciak – mruknęłam, zastanawiając się jakim cudem, ja tyle lat z nim wytrzymałam.
-Co powiedziałaś? - stanął w miejscu, puszczając moją dłoń – Wyzywasz starszego od dzieciaka? To ty tutaj jesteś dzieciakiem!
-No tak, ty jesteś staruch – pokazałam mu język – I do tego głupi.
-Jak ja cię dorwę – spojrzał na mnie „spod byka” i ruszył na mnie, biegnąc.
-Co ty...? - wystraszona, zaczęłam uciekać.
-I tak cię dogonię! - krzyknął za mną.
-Jasne, jasne – odwracając się do niego przodem, dalej biegłam.

Niestety, na moje nieszczęście, potknęłam się o kamień i wywróciłam się. Chłopak wskoczył na mnie i z triumfalnym uśmiechem, spoglądał mi prosto w oczy.

-Mówiłem – podał mi dłoń, pomagając wstać.
-To się nie liczy – prychnęłam, otrzepując się z trawy.
-Liczy, liczy – pocałował mnie w policzek, a następnie wziął na ręce.
-Odbija ci – stwierdziłam, uśmiechając się do niebieskookiego.
-Chodźmy opić moje zwycięstwo! - wykrzyknął i ruszył w kierunku mojego domu.
-Pić to ja mogę zawsze – zachichotałam i przytuliłam się do szatyna.


----------------------------------------------------
Romantycznie, czyż nie? Mam nadzieję, że podoba wam się ten rozdział tak bardzo jak mi. Ale w następnych będę musiała troszkę zrównoważyć tą słodkość. Aż mdli! Do następnego!

Czytasz --> Komentujesz --> Motywujesz

poniedziałek, 13 sierpnia 2018

3. Możesz być moją koleżanką na noc.


-Puść mnie! - zapiszczałam, bijąc bruneta po plecach.
-A co się mówi? - zaśmiał się i szedł ze mną dalej.
-Proszeeeeeeee – błagałam go, ale on nadal kierował się w stronę jeziora.
-A buziak w policzek? - stanął na chwilę w miejscu i spojrzał na mnie, szczerząc się jak głupi.
-Chyba cię pojebało – prychnęłam mu prosto w twarz.
-Sama tego chciałaś – wzruszył ramionami i podszedł do jeziora.
-Dobra, dobra! Żartowałam – przytuliłam się do niego, tak, że gdyby nawet mnie puścił, ja stabilnie się go trzymałam – Ale najpierw mnie postaw! - zażądałam.
-Nie, bo mnie oszukasz – pokiwał przecząco głową.
-Mi nie ufasz? - odsunęłam lekko głowę i spojrzałam mu prosto w oczy.
-Yhhhh... No dobra – odłożył mnie, a ja zadziornie się uśmiechnęłam, po czym obróciłam się i ruszyłam sprintem.

Na moje szczęście, kiedy byłam młodsza, dużo biegałam i startowałam w różnych wyścigach, przez co teraz mam bardzo dobrą kondycję i biegam co jakiś czas. Chłopak nie potrafił mnie dogonić, a kiedy już dobiegł do mnie, ja bezpiecznie siedziałam na kolanach Ross'a i zajadałam się arbuzem.

-Jak... ty – brał głębokie wdechy, przez długi bieg – Tak...
-Ćwiczyło się – wzruszyłam ramionami i podałam mu swój kubek z wodą.
-Dzięki – wydyszał i jednym zręcznym ruchem wypił wszystko.
-Nikt ją nigdy nie dogoni – powiedział Louis, trącąc mnie ramieniem, a ja zachichotałam.
-Biegałaś? Czy nadal biegasz?
-Przestała – odpowiedział za mnie Ross.
-Potrafię używać słów – szturchnęłam go, a on spojrzał na mnie zaskoczony.
-Jak to?! Przecież wczoraj jeszcze robiłaś do pieluchy! Jak te dzieci szybko rosną – Ross poczochrał mi włosy, a reszta wybuchła śmiechem.
-Ha. Ha. Ha. Nie jesteś zabawny – zirytowana wstałam i podeszłam do huśtawki, którą razem z chłopakami zrobiliśmy rok temu na wakacjach.

Huśtałam się w spokoju, ale jak zwykle ten kretyn musiał przyjść i się na mnie gapić. Nie zwracałam na to za bardzo uwagi, ale po kilki minutach zaczęło mnie to denerwować. No, bo ileż można?!

-Czego? - warknęłam, spowalniając.
-Nie mogę popatrzeć na koleżankę? - zapytał, unosząc ręce w geście poddania się.
-To już jesteśmy koleżankami? - spojrzałam na niego.
-No.. ten – zarumienił się lekko, ale po chwili na jego twarzy znowu zamajaczył ten bezczelny uśmieszek – Możesz być moją koleżanką na noc.
-Ku*as – prychnęłam, wstając i odchodząc, pokazując mu na odchodne środkowy palec.
-Ale twój, kochanie! - krzyknął jeszcze za mną.

Skierowałam się do reszty, bo powoli zaczęło się ściemniać, a noce niestety nie należały w tym tygodniu do najcieplejszych, a nie chcę ostatnich tygodni wakacji spędzić w łóżku. Szłam powolnym tempem, co jakiś czas zatrzymując się i odwracając, aby upewnić się czy nie idzie za mną Andy. Wyglądał na miłego, ale po kilku minutach wiedziałam, że będą z nim kłopoty. Nic dobrego nie wróży. Ale nie będę uciekać. Należę do upartych dziewczyn, które zawsze chcą pokonać przeszkodę, która stanie na ich drodze. A na mojej drodze stanął ten pie*rzony, a na dodatek uroczy, niebieskooki brunet.

Jess, tylko się nie zakochuj, pamiętaj. A ty serce – słuchaj zdrowego rozsądku.

-Ej! Blondi!
-Czego grubasie? - zaśmiałam się z Louis'a, który od pewnego czasu zaczął nazywać mnie blondi.
-Przytyłem tylko kilogram! Co ty z tym masz?! - szturchnął mnie, a ja zwalniając, spojrzałam na niego.
-O jeden za dużo, skarbie – pokazałam mu język, po czym wskoczyłam szatynowi na barana.
-Zabawne, kicia – prychnął i ruszył przed siebie.
-Gdzie Ross? - przytuliłam się do swojego przyjaciela, lekko muskając jego usta wskazującym palcem.
-Poszedł odprowadzić Andy'iego do domu.
-A nasze deskorolki? - odwróciłam się, przypominając o sprzęcie, na którym przyjechaliśmy.
-Cholera – mruknął i postawił mnie na ziemi – Zadzwonisz do Ross'a?
-Jeśli muszę – przewróciłam oczami, wyciągając telefon i wybierając numer przyjaciela.


-------------------------------------------------------------
Nienawidzę sprzątać. A tym bardziej w taką pogodę. Jest tak mega gorąco! A u was? Mam ochotę leżeć tylko w basenie i spać. 
Ogólnie to czytałam, że szatyn to chłopak z brązowymi włosami, a brunet to chłopak z czarnymi włosami. Szok, czyż nie? Piszę wam o tym, aby nie było komentarzy typu: " Chyba się pomyliłaś z kolorami!", itd. 
Do następnego!
Zapraszam też na wattpad'a: link

piątek, 10 sierpnia 2018

2. Może oprowadzimy gościa po tym zacnym zadupiu


Bacznie go obserwowałam, analizując nowego człowieka w moim otoczeniu. Wyglądał na normalnego, nie na jakąś gwiazdeczkę, która będzie się teraz panoszyć w moim towarzystwie i w moim domu. Oczywiście chłopak nie był mi dłużny i również, z zaciekawieniem, lustrował moją osobę. Przypominając sobie, że jestem prawie pół naga, spłonęłam rumieńcem, który nie umknął uwadze chłopaka i zaczął bezczelnie się uśmiechał w moją stronę. Fuknęłam pod nosem, lekko poirytowana, lecz dalej wpatrywałam się w nieznajomego. Przewróciłam oczami i podchodząc do szafy, wyciągnęłam czarne spodnie z dziurami oraz wysokim stanem. Obojętnie przeszłam obok nieznajomego, czując jego wzrok na sobie, a raczej na moich pośladkach. W łazience ubrałam spodnie i poprawiłam lekko makijaż, bo zachciało mi się iść gdzieś na spacer. A jak już mam gościa to mogę mu pokazać jak mieszkam i gdzie mieszkam. Wychodząc z łazienki poprawiłam luźno opadające na moje ramiona włosy, które dzisiaj lekko mi się pokręciły.

-Lou? - mruknęłam, wchodząc do pokoju i patrząc na szatyna, który pił kawę.
-Słucham – wpatrywał się we mnie, odkładając kubek.
-Może oprowadzimy gościa po tym zacnym zadupiu – uśmiechnęłam się zadziornie, a chłopak ze śmiechem pokiwał głową – No to czas ruszać, panowie – wybuchłam śmiechem i zeszłam po schodach do przedpokoju, w którym ubrałam adidasy, włożyłam do kieszeni telefon oraz klucze i wyszłam, nie czekając na pozostałych.

Powolnym krokiem skierowałam się do garażu, skąd wyciągnęłam 3 deskorolki: moją, Louis'a i Ross'a. Tak, większość ich rzeczy znajduje się u mnie, ponieważ co chwilę do mnie wpadają, a potem nie chce im się wracać do siebie, więc co drugą noc śpią u mnie. Ale kij z tym. Kogo to obchodzi?

-Ross! - wydarłam się na całe gardło, bo chłopaków od 10 minut nie było.
-Już, już – zbiegł po schodach, przeskakując co drugi – Okresu dostałaś?
-A żebyś wiedział – fuknęłam i obróciłam się do blondyna tyłem – Ruszycie się wreszcie czy mam iść sama?
-Już idziemy, nie denerwuj się Juliet – Andy dalej bezczelnie się do mnie szczerzył, a ja zirytowana weszłam na deskorolkę i czym prędzej się odepchnęłam, jadąc do przodu.
-Zaczekaj! - usłyszałam za sobą głos przyjaciela.
-Czego?
-Dlaczego jesteś taka zła? - Lou dogonił mnie i jechał obok mnie, wpatrując się we mnie z zainteresowaniem.
-Nie jestem zła – mruknęłam, patrząc przed siebie – Po prostu miałam nadzieję, że spędzę czas tylko z Ross'em, a tu taka niespodzianka – powiedziałam z udawanym entuzjazmem.
-Nie znasz go – stwierdził niebieskooki.
-Wiem, ale czuję, że będziemy mieli przez niego kłopoty - przyspieszyłam i oddaliłam się od chłopaków, zanurzając się w myślach.

-----------------------------------------------------------------------
Nadal rozdziały są średnio długie, ale po czasie się to zmieni. Do poniedziałku!


Czytasz --> Komentujesz --> Motywujesz

poniedziałek, 6 sierpnia 2018

1. Tęskniłem.


-Ross! - pisnęłam i rzuciłam się na przyjaciela.

Znany na całym świecie Ross Lynch jest moim najlepszym przyjacielem od najmłodszych lat. Ale nie myślcie sobie, że między nami coś jest. Jesteśmy najlepszym dowodem na to, że przyjaźń damsko-męska naprawdę istnieje. Chociaż nie raz mamy siebie po dziurki w nosie, mega się kochamy i zawsze wspieramy.

Ross przez ostatnie 9 miesięcy był w trasie. Jak każdy z was pewnie wie, jest członkiem zespołu R5. Oczywiście resztę zespołu też znam, ale to z Ross'em mam najlepszy kontakt.
Strasznie się za nim stęskniłam. Zapomniałam nawet jak wygląda, chociaż zawsze, gdy się budzę, mój wzrok momentalnie przekierowuje się na ramkę z naszym wspólnym zdjęciem. Fajnie jest mieć takiego przyjaciela, który wesprze, doradzi, a czasami uderzy słowami, abyś zszedł na ziemię. Ross nie pierwszy raz wyciągał mnie z kłopotów, jakimi byli chłopcy. I nieźle od niego potem obrywałam, ale nie jestem na niego za to zła. Martwi się, a to słodkie (chociaż nie myślcie, że cokolwiek nas bliższego niż przyjaźń łączy).

No, a więc... Ross niezbyt się zmienił. No dobra, zapuścił troszkę włosy, ale tak, to dalej mój stary Ross. Stary, upierdliwy, debilny Ross.

-Tęskniłem – usłyszałam cichy szept obok mojego ucha, a na mojej twarzy momentalnie pojawił się szeroki uśmiech.
-Nawet nie wiesz jak ja tęskniłam – spojrzałam mu głęboko w oczy, aby następnie uderzyć go w czoło.

To taki jakby nasz rytuał. Stukamy się po głowie, czasami nawet nie wiem po co i za co, ale zawsze nas to rozbawia.
Tak i tym razem się stało. Oboje parsknęliśmy niepohamowanym śmiechem, a do tego wszystkiego, chłopak rzucił mnie na kanapę i zaczął gilgotać. Wiłam się we wszystkie strony, kopałam chłopaka, odpychałam, ale wszystko szło na nic. Ross jak zwykle był niepokonany i niepowstrzymany. Nie myślał nawet o tym, że ktoś może być w salonie. Ach, ten mój blondynek.

-Przestań – wykrztusiłam między napadami śmiechu, a następnie znów kopnęłam chłopaka.

Na moje szczęście, a jego nieszczęście, oberwał w samo czułe miejsce. Chłopak zwinął się w kłębek, a ja chwilę się mu przyglądałam, po czym znowu musiałam zacząć się śmiać. Tym razem zawtórował mi Louis. Śmialiśmy się jak opętani, nie zważając na nic, co się działo wokół.

-Bardzo śmieszne – mruknął, lekko wkurzony, Ross.
-Wiesz, że za każdym razem to się tak kończy – wyszczerzyłam się w jego stronę, a chłopak poczochrał mi włosy, a następnie się zaśmiał.
-Ej! - pisnęłam, szybko poprawiając włosy, a kątem oka zauważyłam kogoś za drzwiami.
-Ross? - spojrzałam na chłopaka, a palcem wskazałam na drzwi– Przyprowadziłeś kogoś?
-Ach... Tak – odpowiedział uradowany Ross – Supportowaliśmy go. Andy, wchodź – wskazał na chłopaka, który zaczął wchodzić do środka.

-------------------------------------------------------------------------
Pierwszy rozdział dodany, więc najgorsze już za mną. Mam nadzieję, że zaciekawicie się tą historią oraz będziecie się udzielać i podawać swoje wersje, co może się w życiu Jul dziać. Pamiętajcie, wy również możecie przyczynić się do tej historii. 

Czytasz --> Komentujesz --> Motywujesz

niedziela, 5 sierpnia 2018

Cześć!

         Mam na imię Sandra i mam 17 lat. To moje pierwsze opowiadanie dodawane właśnie tutaj. Historia opowiada o dziewczynie imieniem Juliet, której życie dało porządnie w kość i nie szczędzi jej nawet teraz. Ale nie wyjawię wam niczego, bo co to by była za frajda z czytania, jeśli podam wam wszystko na tacy? Miłego czytania wam życzę, a sobie wytrwałego pisania i ogromnej weny!

-------------------------------------------------------------------------
Jeśli ktoś woli wattpad'a --> link
Moje stare opowiadanie o One Direction --> link

14. Nic o mnie nie wiesz.

-Siema! - usłyszeliśmy dosyć znajomy głos oraz donośne kroki. -Zapraszałeś kogoś? - spojrzałam podejrzliwie na Ross'a, który już wc...